+2
kris_rock 2 kwietnia 2016 22:06
Mialo sie nie udac i wszystko mialo byc inaczej niz bylo zaplanowane.
Relacji tez mialo nie byc, ale w koncu uznalem, ze moze komus sie to przyda.
Pomijam w niej kweste zwiazane z wizami, szczepieniami, rodzajem obiektywu, ktory "trzeba" miec albo iloscia gotowki w portfelu niezbedna do zwiedzania Indii czy tez iloscia gwiazdek w noclegowniach. Jesli ktos bedzie mial jakies pytania to z chcecia na nie odpowiem.
...
Nadmienie, ze poczatek czesto bierze sie z przypadku i to dzieki niemu czasami wprowadza sie nieco chaosu w to poukladane i "makietowe" zycie.
Czasu bylo malo, bo tylko 16 dni co wg. nas a takze wiekszosci napotkanych w Indiach osob bylo czyms nierealnym i zadziwiajacym.
Zycie nie rozpieszcza i jesli ktos decyduje sie na prace w korporacji albo podpisuje umowe o prace to musi przestrzegac ustawowych norm urlopowych :|

Trasa wyglada nastepujaco:

Warszawa->Mumbai->Udaipur->Jaipur->Delhi->Agra->Varanasi->Siliguri->Darjeeling->Bagdogra->Mumbai->Warszawa

Mniej wiecej tak: https://goo.gl/maps/ALvHxpEjo6M2

Pojawia sie kolejna promocja Turkish Airlines i dzieki niej bilety na trasie Warszawa-Mumbai-Warszawa w pazdzierniku 2014 kosztują 3497,29 PL za dwie osoby. Lot odbywa sie z przesiadką w Stambule. Jedzenie serwowane jest w samolocie do Stambulu i po przesiadce w Stambule w drodze do Mumbaiu. W Bombaju lądujemy bez zadnych przeszkod o 04:30. Standard lotu akceptowalny pod kazdym wzgledem, moze dlatego, ze nie naleze do wymagajacej klienteli i srodek transportu traktuje jako cos malo znaczacego i bardzo posredniego do tego co chce osiagnac. Zeby jednak nie bylo to ponizej fotki tego co funduje TA jako zrzeszony czlonek Star Alliance.
,
Lotnisko w Mumbaju oddalone jest od "centrum" o jakies 25 km. i juz w Polsce wiemy, ze "tanie" Indie to dlugie Indie a my mamy tylko 16 dni dlatego wiekszosc tras, hoteli, lokalnych "atrakcji" i innych niespodzianek mamy zaplanowane z gory. Czy to dobre czy nie tego nie wiem, ale liczy sie zasmaknowany glod przygody. Co ma byc to bedzie nawet w kraju,w ktorym do wymiany zarowki na stacji kolejowej podchodzi trzech mezczyzn, wartosc krowy porownywalna jest do wartosci Porsche a w restauracji obsluguje nas piecioro bosych "kelnerow" a ich supervisor nosi talerze.
Przejscie pzez bramki na lotnisku, odbior bagazy i inne formalnosci zajmuja nam ok. godziny i powoli zaczyna robic sie jasno i baaardzo cieplo. Wymieniamy minimalna ilosc waluty i udajemy sie w kierunku najblizszej stacji kolejowej Vila Parle. Tutaj drobna uwaga - lotniskowy "kantor" pobiera haracz w postaci malo logicznego podatku i jesli nic nas nie zmusza do wiekszej wymiany waluty to sugeruje ograniczyc sie do minimum w tym miejscu i reszte zalatwic w bankach w centrum miasta. Byla jeszcze druga opcja dotarcia na poludnie miasta i jest to Prepaid taxi, cena kursu w 2014 wynosila ok. 600 INR. My nie zdecydowalismy sie na to z uwagi na czas jazdy, ktory wynioslby ok.2 godzin z uwagi na zakorkowane ulice i zaczynajacy sie dzien, ktory przynosi spore ilosci aut na drogach. Chcielismy zaczac od wysokiego C i nie pozalowalismy.
Do stacji kolejowej idziemy pieszo, bo dystans do pokonania wynosi ok.1.5 km. Zaczyna sie tlok a jest przed 06:00. Odnajdujemy kase, dowiadujemy sie jaki pociag, jaka godzina i ktory peron. Kupujemy bilety i czekamy. Stacja docelowa to Church Gate. Cena biletow to 100 INR za dwie osoby.
Zaczynaja sie Indie...
Podroz z lokalsami, ludzmi, ktorzy jada do pracy, z ludzmi, ktorzy targaja na swoich glowach potezne kosze z rybami to standard, ktory bedzie nam towarzyszyc przez caly czas pobytu w tym kraju.
"SKMki" nie posiadaja zamykanych okien, drzwi pozostaja ciagle otwarte a ludzie wsiadaja do jadacego pociagu i wysiadaja z niego w trakcie ruchu. Temperatua powietrza to jakies 25 stopni, w powietrzu unosi sie zapach kwiatow, kadzidel i potu, ciemne twarze wpatruja sie w nasze biale i totalnie bezbronne postacie, ktore kurczowo trzymaja swoje plecaki w obawie o... No wlasnie o co?
Na stacji oraz w pociagu jestesmy jedynymi tubylcami i to nie my przyjechalismy podziwiac tam ludzi i swiat tylko to my dzialamy tam pobudzajaco na cale otoczenie. Uczucie przednie i nie zniknie ono do samego konca pobytu w Indiach.
Ze stacji kolejowej Church Gate idziemy pieszo do hotelu Bentley Hotel Marine Drive, w ktorym spedzamy 2 doby. Meldujemy sie, zrzucamy bagaz i probujemy chwile sie przespac, aby nabrac sily na pierwszy dzien w Indiach. Idzie nam to slabo i po jakis 3-4 godzinach budzi nas gruchanie golebi, ktore upatrzyly sobie nasz parapet za punkt porannej zbiorki. Do tego okazuje sie, ze ze sciana naszego pokoju graniczy z kuchnia, w ktorej od rana szum jak w ulu.
Wstajemy a sniadanie przynosimy sobie do pokoju bo hotel nie posiada restauracji :)
Kuchnia bardzo blisko takze jedzienie cieple i z pierwszej reki. Nie krecimy nosami, potwornie zmeczeni lotem, jetlagiem i zmiana klimatu wskakujemy w letnie ciuchy, aparat w reke. mapa w plecaku, kasa przy sobie i cala naprzod.

Dzien 1

Po wyjsciu z hotelu i przejsciu ok 200 metrow wzystko przestaje sie zgadzac :) i caly entuzjazm zostaje doslownie wylany z naszych cial. Wilgotnosc powietrza jest porazajaco wysoka i zastanawiamy sie nad tym co sie z nami dzieje. Koszulki mokre, oczy mokre, okulary p.sloneczne zsuwaja sie z czola, aparat wyslizguje z reki, stopy plywaja w japonkach, kurcze co jest? Do tego widoczna na zdjeciach mgiełka i mala przejrzystosc powietrza.
Dookola setki ludzi, jest bardzo glosno, ktos w tle krzyczy, ktos biegnie a ktos inny prosi o jedzenie. Ktos trabi inny ktos awanturuje sie w zupelne niezrozumialym dla nas jezyku a ktos inny spokojnie uklada zapachowe piramidki, ktrore podpala i uklada pomiedzy owocami na swoim straganie. Moja mapa nie przypomina juz mapy a moj plan zostal wchloniety przez rytm miasta.
Mimo to idziemy dalej, bo pierwszego dnia chcemy zaliczyc lokalne atrakcje zgromadzone w poblizu naszego hotelu, ktory polozony jest w dzielnicy Marine Drive. Udajemy sie w kierunku Wrot Indii. Jest weekend i zaczyna sie to odczuwac na sobie, doslownie i w przenosni, Ludzie depcza po nogach, na ulicy panuje zgielk i chaos, nad ktorym staraja sie zapanowac lokalni policjanci i zlonierze, ktorych jest sporo w miejscach turystycznych. Jest bardzo glosno i goraco, co chwile podchodzi ktos i oferuje bilety na wyspe Elephante albo mozliwosc zrobienia sobie zdjecia na tle hotelu Taj Mahal czy Wrot. Zebracy lapia za rece a na nadgarstki zakladaja kolorowe paciorki, ktore maja dac szczescie i usmiech. Totalny odlot, ktory zaczyna uswiadamiac, ze zderzenie kulturowe jest ogromne. Probujemy jakos sie w tym odnalezc i ustalic plan dnia. Staje na tym, ze robimy spory spacer po dzielnicy Colaba, idziemy do Seassoon Docks zobaczyc port i lokalne rybolostwo (nie udalo nam sie odnalezc tego miejsca i nikt nie wiedzial o co nam chodzi, trafilismy za to do osrodka pomocy spolecznej w bramie, ktorego przywiatala nas gromadka dzieci, ktorym matki wyczesywaly wszy z wlosow), dochodzimy do dworca Victoria Terminus a takze obowiazkowo zaliczamy Hard Rock Cafe.
Podsumowujac dzien stwierdzam, ze byl on bardzo chaotyczny i spontaniczny a jego kulminacja miala miejsce w jednej z restauracji, ktorej personel na moja stanowczo przedstawiona prosbe mial przygotowac mi "no spicy" kurczaka z ryzem. Prawie im sie udalo, ale w Indiach to co nam wydaje sie malo ostre jest odczuwalnie pikantne. W rezultacie wypilem litr piwa prawie duszkiem a po drodze co jakis czas dokupywalem wode. Przeszlo a tak na marginesie to kurczak byl wyjatkowo smaczny i juz wiem, ze to za sprawa przypraw, ktorych zapach bardzo czesto nosi sie w powietrzu na ulicach, sklepach i szczegolnie targach z zywnoscia.

Wrota Indii:


Hotel Taj Mahal:


W drodze do Seasson Docks i HRC:
,
,

,
,


Victoria Terminus:
,

Po drodze mijamy lokalne "inwestycje developerskie". Ze zdjec tego nie widac, ale uwierzcie, ze czesc rusztowan byla wykonana z drewnianych belek a calosc polaczono na tzw. gume do zucia i slowo honoru.
,

,

Czesty widok na ulicach:


Dzien 2

Znamy juz droge i po wykonanym rekonesansie dnia poprzedniego juz wyspani meldujemy sie na przystani tuz za Wrotami Indii i odbywamy rejs na oddalona o 9 km. wyspe Elephanta. Bilety na lodz kosztowaly 120 INR za osobe a bilet wstepu na wyspe 250 INR. Uwaga: rejsy nie odbywaja sie w poniedzialki. Na statku jestesmy jedynymi bialasami i czujemy na sobie oczy wzystkich, czy ci wszyscy mysleli podobnie tego nie wiem, ale jest bardzo wesolo i niecodziennie. To Hindusi chca robic sobie z nami zdjecia i to oni przybyli na ten rejs poznac kulture innych ludzi :) takie mamy wrazenie. Rozmawiamy z nauczycielem, ktory wraz ze swoimi uczniami odbywa wycieczke po Indiach.
,

Na wyspie znajduja sie 4 swiatynie - jaskinie oraz stada rozwydrzonych i natretnych malp, ktore przez poblazliwosc turystow bywaja agresywne. Jasknie szalu nie robia i podchodzimy do nich z lekkim marginesem wiedzac, ze w dalszej czesci podrozy chcemy odwiedzic Ellore i Ajante gdzie znajduja sie rowniez swiatynie - jaskinie w w mnogiej ilosci.
,

,
,
,

,


Widok na Taj Mahal i Wrota Indii w drodze powrotnej:


Wracamy na lad gdzie szwedamy sie po dzielnicach Colaba, Marine Drive, Fort i nawet dochodzimy do Chowpatty Beach, gdzie lokalni entuzjasci oceanicznych kapieli i nocnego jedzenia robia to wszystko przy zewszad dochodzacej muzyce i meczacych klaksonach. Jemy cos "lokalnego" w barze na wynos, w ktorym jest duzy tlok i nikogo z turystow. Eksperyment sie nie udal i przeslodzone danie, na ktore skladalo sie wszystko sypkie co kucharz mial akurat pod reka nie nalezy do smacznych. Szybko robi sie ciemno i zaczynamy myslec o powrocie do hotelu. bo nastepnego dnia wczesnie rano o 05:00 mamy samolot do Udaipuru.
, (sorry za jakosc, ale sa to zdjecia z ipoda robione na odwal :) )

Lokalny sport czyli krykiet:


Jest jeszcze jedna rzecz i wsytd sie przyznac, ale pamiec splatala mi figla w postaci lekkiej amnezji. Wieczorem zrobilismy bardzo dlugi spacer, ktorego celem byla swiatynia gdzies w poblizu Wiszacych Ogrodow. Nie bylo latwo ja znalezc i niestety jak to czasami bywa w Indiach zostalismy wpuszczeni tyko do pewnego momentu. Nie moglem robic zdjec i chcac uszanowac ten regulaminowy zapis obeszlismy tylko to co bylo udostepnione dla cudzoziemcow. Swiatynia miala swoj niepowtarzalny klimat, bo bylo juz dosc pozno i ciemno a mimo to warto bylo tam dotrzec, aby zobaczyc modlacych sie Hindusow wsrod zapachu kadzidel i delikatnych nutach sitary. To byla pierwsza z kliku swiatyn, ktore chcielismy zobaczyc.

Konczymy przygode z Mumbajem, ktory byl miastem przesiadkowym i tak go potraktowalismy. Miasto nie ma wielu atrakcji i na to co ma do zaoferowania wg. mnie wystarcza 2 dni. Rezygnujemy ze slumsow, w ktorych krecono Milionera z ulicy, rezygnujemy z muzeow i tego co sugeruja przewodniki. W zamian za to otrzymujemy troche zwariowany weekend. Z hotelu bierzemy juz wczesnie zamowiona w recepcji taksowke i udajemy sie na lotnisko i jego terminal "Domnestic flights". Wstajemy po 3 godzinach snu, w hotelu panuje cisza i polmrok. Dochodzac do recepcji potykam sie o personel spiacy na podlodze, budze jednego z pracownikow, ktory macha mi reka i szepce "don't worry my friend :)". Jest przyjemnie ciepla noc, godzina ok. 03:00, jazda trwa 45 minut. Nie moglismy jechac pociagiem poniewaz nie bylo tak wczesnych kursow. Innych chetnych turystow rowniez nie spotkalismy dlatego, za kurs placimy sami, ok. 550 INR.

Dzien 3

Po szybkiej odprawie na lotnisku w Mumbaju szczesliwie ladujemy w Udajpurze. Bilety lotnicze kupujemy z 3 miesiecznym wyprzedzeniem przez serwis Cleartrip, za dwie osoby placimy 6090 INR za lot OW. Na pokladzie dostajemy sniadanie. Lot trwa nieco ponad godzine. Dlaczego nie pociag? Bo po zrobieniu planu okazalo sie, ze zabraklo nam czasu i musielismy gdzies go sobie "ukrasc". Rozwiazaniem byl lot. Odbieramy plecaki i ruszamy za bramy lotniska, gdzie lapiemy taxi. Kiedys gdzies wyczytalem, ze wystarczy wyjsc za rog, aby nieco obnizyc koszt swojego transportu z lotniska. W tym wypadku sie to sprawdzilo i po ustaleniu stawki kursu - wazne: robimy to przed wejsciem do pojazdu kierujemy sie pod wskazany kierowcy adres naszego noclegu. Mamy rezerwacje w Mevari Villa i spedzamy tam jedna dobe.
Udaipur to stan Radzastan i otoczenie zmienilo sie na malownicze wzgorza, spore slonce i odczuwalny upal. W planach mamy: zwiedzanie miasta, Citi Palace, rejs po jeziorze Pichola Lake (oplyniecie Pałacu na Wodzie - Jal Mahal , swiatynie Jagdish Temple i posilek w jednej z wielu lokalnych restauracji. Sporo z nich umiejscowiona jest na dachach budynkow z widokiem na jezioro oraz centrum miasta.

Panorama z naszego guest house'a:


W recepcji otrzymujemy mape z naniesionymi atrakcjami miasta, do tego zaczerpujemy jezyka u milego wlasciciela domu, w ktorym spimy i dowiadujemy sie m.in. ze jest on "biznesmanem" i handluje wlasnorecznie wykonywanymi meblami. Handluje w Idniach oraz w Australii. Pokazuje nam nawet zdjecia swoich produktow i miejsce ich produkcji na innym kontynencie. Nawet w to wierzymy :)

Miasto ma swoj niepowtarzalny klimat - jest stare i czuc to przechadzajac sie pomiedzy kretymi i terasowymi uliczkami. Budynki sa obdrapane i zroznicowane architektonicznie tz. kiedys musialy byc przepiekne a teraz zostaly "upiekszone" przez samowole budowlana i ulanska fantazje budowniczych. Szkoda, bo obecnosc Palacu Krolewskiego na pewno odciskala styl urbanistyczny w calym miescie. Coz zdajemy sie na mozliwosci naszej wyobrazni i spacerujemy coraz glebiej.

Ulice miasta Udaipur:
, ,
,

,

,

,

,


Zmierzamy do Citi Palace i laczymy to z rejsem po jeziorze Pichola. Rejs tez mozna zrobic na dwa sposoby, albo w ciagu dnia albo o zachodzie slonca i wtedy linia brzegowa miasta oddaje przepiekne barwy fasad budynkow a przede wszystkim Pałacu. My z uwagi na napiety grafik wybieramy opcje pierwsza. Wstep na teren komplesku palacowego to 145 INR + 400 INR za lodke (za osobe). Za wstep do muzeum w palacu placi sie ekstra, dodatkowo oplata za aparat 25 INR. Z reguly omijamy muzea i tak tez robimy w tym wypadku.

Citi Palace:
, , , ,
,



Rejs po jeziorze Pichola:
,

,
,

, , , , ,


Na ladzie pozostaje juz tylko swiatynia Jagdish Temple:
,

,

,

,
,

,

W drodze powrotnej do noclegowni spotykamy konia w domu:


Nastepnego dnia udajemy sie na dach budynku, w ktorym spalismy, aby zjesc sniadanie na tle budzacego sie miasta. Gdzies w oddali slychac spiew Muezzina, bo sporo tam islamskich meczetow, gdzies indziej odglos klaksonow i ludzi, ktorzy spieszno rozstawiaja swoje stragany i sklepiki.
Pociag do Jaipuru odjezdza o 14:15 i mamy jeszcze chwile, aby wyskoczyc na miasto i zrobic szybkie zakupy pamiatkowe. W recepcji zalatwiamy motoriksze i udajemy sie na dworzec kolejowy zaczynajac tym samym przygode ze slynnymi pociagami w Indiach.
W tym momencie wspomne, ze wszystkie bilety kupujemy juz w PL. Procedura zalozenia konta w IRCTC oraz w serwisie Cleartrip jest dostepna w sieci i nie jest to jakos zbytnio skomplikowane, ale trzeba uzbroic sie w cierpliwosc. Mi zajeto to tydzien, kilka maili z ta sama trescia i skanami paszportow etc. do tego wiele godzin poswieconych wyszukiwaniu polaczen i plan zostal zapiety.
W IRCTC nie zaplacimy inna karta platnicza jak American Express i stad problem ze zdalnym kupnem biletow, cbyba ze ktos takowa dysponuje wtedy podobno nie ma problemow.

Ponizej gotowiec plan przejazdow trasy, ktora opisuje w tej relacji:


Na dworzec docieramy z lekkim marginesem czasowym tak, aby polapac sie w kwestii organizacyjnej. Wszystko jest na dworcach i peronach. Numery pociagow, relacje i godziny opoznien :) znajduja sie na dworcu na glownym wyswietlaczu, natomiast na peronach wyswietlane sa informacje gdzie zatrzymuje sie konkretny pociag i jego wagon, w ktorym mamy wykupione miejsce. Rzucamy plecaki i siadamy pod sciana na peronie, ktory wydaje sie jakis "nieindyjski". Dopiero po chwili lapiemy, ze jest on po prostu czysty, ale tylko w zasiegu 10-15 metrow. Zza rogu wylania sie nawet maszyna czyszczaca, ktora ogarnia fragment, ktory ma sie nadac do show, ktore zaraz nastapi. Zza kolejnego rogu wyskakuje ekipa filmowa, ktora oczywiscie podpiega do nas i przed wlaczeniem kamer dziennikarz mowi nam o co chodzi. W Indiach trwa program "Czyste Indie" czy cos podobnego i w ramach niego glownie miejsca publiczne poddawane sa "gruntownemu" sprzataniu. To gruntowne sprzatanie w praktyce ogranicza sie do kilku metrow kwadratowych poza ktorymi mamy juz do czynienia z tym do czego przyzwyczail nas ten kraj czyli do brudu i syfu ogolnie rzecz biorac. Mily czlowiek z mikrofonem mowi, ze zada nam pytania jak ten dworzec wypada na tle innych, ktore juz widzielismy, czy nam sie on podoba i dlaczego wolimy jak jest czysto. Generlanie jawna propaganda i delikatne Bollywood, ale bierzemy to zupelnie na luzno i udzielamy sie w TV, jest zabawnie i dzieki temu zabijamy troche czasu w oczekiwaniu na nasz pociag.
Pociag przyjezdza punktualnie a my usadawiamy sie na wygodnych miejscach. Dostajemy nawet posilek, bo chcac zazyc wszelkich doznan zwiazanych z klasami pociagow na pierwszy rzut wybieramy klase AC Chair Car (CC). Pozniej bedzie juz tylko ciekawiej.
,


Do Udaipuru docieramy przed 22ta i jest juz zupelnie ciemno. Z dworca do hotelu Pearl Palace jedziemy motoriksza. Meldujemy sie i idziemy na gore cos zjesc. Restauracja znajduje sie na dachu budynku i jest bardzo klimatyczna. Widac tutaj sporo z kultury orientu, hinduizmu a i wplyw Europy da sie odczuc chociazby w kilkujezycznym menu. Na scianach pojawiaja sie pierwsze salamandry, ktore bede juz nieodlacznym elementem otoczenia.

Dzien 4
Juz poprzedniego dnia modyfikujemy swoj plan zwiedzenia miasta na zasadzie od miejsca do miejsca czymkolwiek i jakkolwiek sie da. Wszystko to za sprawa czlowieka zwanego Babu.
Jegomosc ten zagarnal nas przed hotelem i niewinnie wdalismy sie w dyskusje. Zaoferowal siebie jako szofera - kierowce a naszym srodkiem miala byc jego motoriksza.
Ustalilismy stawke i umowilismy rano przed hotelem.
Dzisiaj z perspektywy czasu uznaje, ze nie byl to blad i brak asertywnosci w kwestii odmowienia.
Z mapa w reku, w znacznie wysokiej temperaturze i tloku, jaki panowal w miescie nie zdolalibysmy dotrzec wszedzie tam gdzie dostarlismy zaledwie przez 1 pelny dzien.

Miejsca do zrobienia to: Obserwatorium astronomiczne Dzantar Mantal, Pałac Wiatrów Hawa Mahal, Fort Amber i przejazdzka na sloniach :) Composite ticket na wczesniej wymienione + Albert Hall museum, Nahargarh Fort, Sisodia Rani Bag i Vidhiyadhar Bag kosztuje nas 400 INR za osobie. Niestety z braku czasu nie wykorzystujemy go w pelni, ale i tak jest taniej niz mielibysmy kupowac bilety oddzielnie. Slonie platne ekstra, ale pomine to, bo wtopilismy i to byl pierwszy i ostatni taki blad w trakcie tej podrozy.
Swoj plan oczywiscie modyfikujemy w trakcie blyskotliwych i zupelnie luznych rozmow z przemiłym Babu, ktory wiezie nas do swiatyni, ktora "must see, my friend..." Albo do baru, w ktorym jemy najsmaczniejsze jak dotad Samosay czy slodycze. Babu mowi, ze Francja ma Wieze Eiffla a jaipur ma Isar Lat (20 INR za osobe), gdzie trafiamy przez zupelny przypadek.

Obserwatorium astronomiczne Dzantar Mantal:
,

,

,

,

W tle Miejski Kompleks Palacowy (City Palace Complex):


Pałac Wiatrów Hawa Mahal:
, ,
,

,
,

,

, , ,

Fort Amber:
, ,
,

,

,
,

,
,

,
,

,

Ulice rozowego miasta Udaipur:
,
,

,

,
, , , ,

Wieza widokowa Isar Lat (widok z wiezy na Pałac Wiatrów Hawa Mahal, Miejski Kompleks Palacowy (City Palace Complex):
,

,

,

Na poczatek dnia swiatynia, w ktorej zostalismy naznaczeni znakiem na czole:
,

,
,
,

,


Na koniec tego bardzo wyczerpujacego i bogatego w atrakcje dnia, Babu zabiera nas na uliczna herbate Chai, gdzie mamy mozliwosc podejrzenia procedury jej przyrzadzania. Nie ma opcji, aby sie tego nie nauczyc i nie zabrac kawalka Indii ze soba. Pod hotelem placimy za caly dzien 500 INR i dajemy jeszcze napiwek, bo to byl naprawde fajny i udany dzien. Zaczyna sie juz sciemniac a przed nami jeszcze sporo do zrobienia, idziemy na dach cos zjesc, pakujemy sie i rano smigamy na dworzec kolejowy, oczywiscie zawozi nas Babu.


Dzien 5
Na dworcu znowu meldujemy sie przed czasem i na dzien dobry pociag ma spoznienie, ktore ostatecznie wzrasta do 3 godzin. Tym razem podrozujemy klasą Sleeper (SL) i mamy kanapy Side Lower oraz Middle. O miejscach w wagonach sie nie rozpisuje, bo sa w sieci wyczerpujace informacje na ten temat a komfort czy tez jego brak jest sprawa subiektywna. Wybierajac rozne opcje nigdy nie narzekalismy i jedyne co moze przeszkadzac to dzialajace wentylatory na suficie, ktore daja sie szczegolnie we znaki dla osob posiadajacych miejsce Upper.

Wagon Sleeper:


Docieramy do Delhi, gdzie na dworcu ma na nas czekac ktos z hotelu. Opcja "pickup" byla zagwarantowana przy rezerwacji noclegow. Na dworcu panuje mega chaos a ilosc ludzi jest powalajaca. Co chwile ktos podchodzi i zagarnia do swojej taksowki, motorikszy, riksza roweru czy proponuje nocleg. Do tego jest strasznie duszno i parno, powietrze stoi w miejscu, nie ma czym oddychac. Szukamy kogos z tabliczka informacyjna z naszymi nazwiskami albo nazwa hotelu. Niestety bezskutecznie. Czas mija a poziom frustracji i mojego poddenerwowania zaczyna sie poglabiac. W koncu bierzemy motoriksze i wskazujemy kierowcy adres Hotelu City Star. Dystans nieco ponad 4 km pokonujemy w czasie 2 godzin. SZOK! Czegos takiego jeszcze nie widzialem. Akurat trafilismy na szczyt i na drogach panowaly dantejskie sceny. Totalny odjazd i balagan. Na ulicach znajdowaly sie wszystkie pojazdy kolowe jakie zbudowala ludzkosc a ilosc ludzi na 1 m2 przekaraczala wszelkie granice rozsadku i normy, do ktorych przyzwyczaila Europa. Wypruci, wkurzeni i zniecheceni docieramy pod hotel. Stracilismy sporo cennego czasu najpierw przez opozniony pociag a teraz przez korki na ulicach. W recepcji czeka na nas 3 usmiechnietych Panow i wszyscy przypominaja Kipa z Angielskiego Pacjenta (hindusa na motorze). Lokaj serwuje nam zimny sok pomaranczowy i kieliszek szampana. Ja pomijam ten akcent i z bojowym nastawieniem ruszam "z reklamacja". Trzech dzielnych recepcjonistow po cierpliwym wysluchaniu mnie powiedzialo, ze na dworcu byl ich czlowiek, ale mnie nie znalazl. Rece mi opadly a ich stoicki spokoj rozlozyl na lopatki. Niby jak mnie mial odnalezc w tym tlumie i zgielku? Stanelo na tym, ze w dniu wymeldowania sie mamy darmowy kurs na dworzec/lotnisko czy cokolwiek innego. Pasuje. Jestem na wakacjach i zle do tego podszedlem. To sa Indie i tutaj wszystko kieruje sie swoimi zasadami i wlasnym rytmem. Zostaje nam tylko wieczorny spacer po niezbyt ciekawej okolicy i ustalenie planu na nastepny dzien. Oddajemy tez ciuchy do hotelowej pralni, bo zaczyna robic sie deficyt w kwestii ich swiezosci :/

Dzien 6 i 7

Plan zwiedzania Delhi obejmuje: Red Fort, szwendanie sie po Old Delhi, Chandni Chowk (bazar), Jama Masjid (największa muzułmańska budowla sakralna w Indiach) - tutaj niestety nie zostajemy wpuszczeni z uwagi na panujace obrzedy wewnatrz meczetu, musimy poczekac 2 godziny, ktorych niestety nie mamy, lecimy dalej. Docieramy do Pałacu Prezydenckiego Rashtrapati Bhavan, bramy Indii, Qutb Minar, swiatyni Baba Baghel Singh Sikh Heritage Multimedia Museum. Po drodze zaliczamy sklepik z tybetanskim rekodzielem (Janpath & Tibetan Markets). Do hotelu wracamy poznym wieczorem. Po mega tlocznym miescie poruszamy sie pieszo, motorikszami, riksza rowerowa i oczywiscie metrem, ktore czasami sporo zabiera z eksploracji terenu, ale w tym wypadku jest zbawieniem mimo ogromnych tlumow ludzi nim podrozujacych. Jest tanie, szybkie i jest w nim klimatyzacja.

Red Fort:
, , , , ,

Cz.2: http://kris-rock.fly4free.pl/blog/1958/indie-to-nie-kraj-to-inny-swiat-czesc-druga/

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

olajaw 25 kwietnia 2016 18:27 Odpowiedz
świetne zdjęcia i super wyprawa :)