+2
neronek 26 września 2014 13:35
Manila

12- Po 9 godz jazdy z Banaue wreszcie jestem w Manili na dworcu autobusowym Ohayami .

Podróż przebiegła spokojnie choć raczej nudno spałem całą drogę … Jest 5 rano słońce pomalutku i nieśmiało zaczyna wychodzić na dzień . Razem z Hiszpanem i jego świeżo upieczoną żoną bierzemy białe taxi . Uzgodniliśmy 300 Peso kierowca trochę kręcił nosem ale nie miał wyjścia . Ja jadę na terminal 4 skąd dalej liniami Tiger Air polecę do Cebu , oni zakręceni jak słoik od dżemu , nie kumają z jakiego terminalu ich samolot odlatuje . W Manili są 4 Terminale odległe od siebie o parę km . Dlatego ważne jest aby wcześniej dowiedzieć się z jakiego terminalu odlatuje Wasz samolot . Najgorsze terminale bez klimy itd to 4 i 1 :
Terminal 4 / Air Asia , Tiger Air /
Terminal 1 / Etihad , Emirates , China , Quatar /
Terminal 3 / Pacyfic / to nówka nierdzewka czysty z pełną klimą itd.. /
Po 20 min dotarliśmy do terminalu 4 wysiadam płacę 100 Peso , jak się okazuje oni jadą dalej na terminal 3 .

#img2

Lukam na bilet o której mam lot ? No tak dopiero 12.10 , po chwili dowiaduje się , że jednak jeszcze dłużej bo 15.30 Ok , ale co mam zrobić z bagażem , na terminalu nie ma przechowalni ! W końcu w jakimś biurze proszę o zgodę aby zostawić bagaż płace im 50 Peso zadowoleni uff ja także O godz 10 umówiłem się na terminalu 3 z Pawłem Polakiem który chciał się ze mną zobaczyć wracał właśnie z Mindanao a o 14 miał lot do Chin . Jest 7 rano idę w stronę jakiegoś bliżej nie znanego mi marketu ulicznego Wcześniej przed mostem stoją jeepney , skąd potem udam się na terminal 4 zobaczyć się z Pawłem . Dochodzę do ulicznego marketu oczom i uszom nie wierzę … hałas smród spalin , masa dosłownie masa kolorowych jeepney . Idę sobie gdzieś środkiem ulicy , dziwne się czuję … myślę sobie
Welcome Manila Neronek !
Nie spotkałem nigdzie białasów miałem wrażenie że jestem tam tylko ja jeden . Aparat na szyję i w drogę … to właśnie jest przygoda i to właśnie kocham : tropikalne owoce , warzywa mało mi znane , ludzie śmiejący się do mnie , każdy chce aby zrobić mu fotkę … Czy nadal macie jakieś wątpliwości dlaczego zawsze w podróże wybieram się sam ? Koło 9 wsiadłem w jeepnay płacę 5 Peso , 10 min i dojechałem do terminalu 4 . Właśnie wylądował samolot z Pawłem , znaliśmy się jedynie z Facebooka .
Chcieliśmy opuścić terminal 4 i iść gdzieś na zewnątrz na jakieś zimne piwko . No tak ale to nie jest takie łatwe musielibyśmy sporo czasu stracić aby gdzieś chociaż przy ulicznym sklepiku usiąść i porozmawiać . Postanawiamy zostać na terminalu , tym bardziej że Paweł miał duży plecak , jest gorąco a tutaj jak już pisałem jest nowy ładny klimatyzowany terminal . Siadamy kupujemy puszkowego zimnego San Miquel 0,33l 40 Peso , jeden potem drugi ….sporo dyskutowaliśmy o Filipinach . Paweł jest już rok w podróży , szczęściarz . Zakochany w dalekich południowych Filipinach w Mindanao .
Sporo się od niego dowiedziałem , za rok jak Bozia da zdrówko i kasiorę chciałbym także zobaczyć Mindanao łącząc swoją podróż koniecznie z Pamilacan Island . No tak ale czas szybko płynie , tak samo jak to nasze zimne San Miquel …. wracać na terminal 3 . Wracam do pkt skąd przyjechałem wsiadam w pierdzącego jeepney i po 15 min jestem na lotnisku . Jeszcze mała czarna kawa , odbieram plecak idę na odprawę … Jak się okazuje w Manili są zniesione opłaty lotniskowe bynajmniej nie ma ich na terminale 3 i 1 / tylko na międzynarodowe loty / Wsiadam w Tiger Air i lecę do Cebu…

Cebu

Lot tak szybko minął że nawet nie zdążyłem oka zmrużyć . Wysiadam z samolotu jest godz 17 szybko opuszczam lotnisko szukam Taxi , ponieważ ostatni prom do Tagbilaram mam o 18.35 a biletu jeszcze nie mam . Zaraz przy wyjściu staję w długiej kolejce do białej taxi . Spoko nie było przekrętów , każdy mówi gdzie jedzie i dostaje bilecik z nazwą miejsca dokąd się udaje Zaraz po wejściu do Taxi kierowca sam włącza Taxometr . Po 25 min jestem w porcie Cebu . Kierowcy płacę 200 Peso , zatrzymał się przy kasie biletowej a więc nie miałem problemów z zakupem biletu do Tagbilram. Wybieram Ocean Jet od razu kupuję powrotny na 17 .03 godz 7.30 rano , płacę 400 +400 Peso . Szczęśliwy że udało mi się zdążyć na czas idę do portu . A tu kontrola za kontrolą jak na lotnisku , muszę wykupić opłatę portową 25 Peso + 50 Peso za bagaż siadam i cierpliwie czekam na prom …. jakiś niewidomy zespół przygrywa tak głośno że uszy więdną . Jest już ciemno wsiadam do promu uff za 2 godz będę w Tagbilaram mam tylko nadzieję że jakiś nocleg tam znajdę ….

13 – Tagbilaran:

Do portu w Tagbilaran dopłynąłem około godz 21–szej. Od razu wsiadam w tricykla, ustalam cenę 50 peso. Wiem, że powinienem tylko 20 peso, bo centrum jest blisko, ale jest tutaj ciemno jak w… wiecie jak. Proszę kierowcę, aby znalazł mi jakiś dobry nocleg w centrum do max 600 peso. Kręci głową, że będzie ciężko. Wsiadam, jedziemy… Jeden za 700 peso – brak miejsc, jest i drugi, ale chyba zabiłem ich śmiechem: za taką dziurę 1200 peso! Idę do następnego… jest, no tak, 850 peso – drogo! Zauważyłem, że nie mam już większego wyboru . W końcu jadę, lecę, płynę aż z północy z Banaue, to już 27 godzin podróży – lekko mam już dosyć… OK, nie mam wyjścia – zostaję na noc tutaj. Pokój jest duży, z dużym łożem, z łazienką, TV, AC. Biorę prysznic, jest już 22:30 i idę w miasto… Generalnie nic ciekawego – ulice puste, ciemne. Znalazłem w końcu coś z grilla, jakiś kurczak na patyku za 10 peso mały, za 30 peso większy kawałek. Siadam, proszę o piwko. No bo jak – grill bez browarka? Pani się śmieje, że nie mają piwa… What!? Tłumaczy coś, że za rogiem jest sklep – idę, jest… Uff, kupuję San Miguela. Wracam, siadam na jakimś połamanym, plastikowym krześle – nareszcie kolacja.
Wracając do hotelu patrzę, a tu za rogiem jest mała kafejka internetowa – obskurna, ale w końcu pierwszy raz od 7 dni mam kontakt ze światem. Patrzę w kompa i oczom nie wierzę, co ten Putin wyrabia… Będzie III wojna światowa ? Wracać, nie wracać… Wkurzyłem się. Na razie to ja idę spać. Zobaczę, co jutro dzień przyniesie. Jutro płynę na maleńką, rajską wysepkę pełną wiejskiego klimatu i rajskiego uroku, ale to jutro… Dobranoc do jutra

14 – Baclayon:

Z Tagbilaran do Baclayon pojechałem jeepnayem koło 9-tej rano, 10 peso, 15-20 minut. Baclayon to stary, zabytkowy, kamienny kościół z 1724 roku, spory bazar i mały port, skąd koło 11-tej odpłynę na maleńką wyspę Pamilacan. Jeszcze wtedy nie wiedziałem, że to właśnie Pamilacan będzie moim numerem 1 na Filipinach! Po przyjeździe do Baclayon miałem sporo czasu, a więc udałem się dokąd? No pewnie, że tam, gdzie jest co zjeść – na bazar. Kupiłem jakiegoś kurczaka z curry, a raczej z kościami tego kurczaka i curry. Tutaj na Filipinach jedzenie jest podobne do tego w Birmie czy Indiach.
Kurczak podawany jest z kością, która wcześniej przed smażeniem jest tłuczona na parę części. Twierdzą, że tylko wtedy kurczak jest smaczny… Hmm… no może coś w tym jest. Tylko to ciągłe cyckanie tego kurczaka jest denerwujące. A czas sobie płynie banalnie, tik-tak… No tak, aż nagle widzę, że ktoś mi macha i krzyczy do mnie: Hello Darek! To był Jojo, czyli Jojomar Mijos – Filipińczyk, student mieszkający na Pamilacan, z którym umówiłem się tutaj w porcie, aby płynąć na wyspę.
Podchodzę bliżej, patrzę na Jojo, pantofelki wydziergane w tygryska. Myślę sobie: ladyboy, zresztą i tak wcześniej wiedziałem o tym, ponieważ namiary do niego, a raczej na wyspę Pamilacan, na której na plaży ma on dwa bungalowy, dała mi Marzena – koleżanka z podróży po Tajlandii. Marzena – masz u mnie browarka na Khao San w Bangkoku Pozwólcie, że tutaj na chwilkę się zatrzymam: Nie jestem homofobem, uważam się za osobę bardzo tolerancyjną i nie rozumiem tych, co tak bardzo nienawidzą takich osób jak Jojo czy innych, jemu podobnych. Zawsze powtarzam: homofobię się leczy i moim takim lekarstwem dla tych osób byłby samodzielny, ale nie na koszt Państwa, co najmniej 4-miesięczny pobyt np. w Tajlandii lub Indiach w rodzinach, w których mieszkają ludzie o innej orientacji seksualnej. Rada moja jest taka: „nie zaglądajcie innym do łóżka, ten problem da się wyleczyć”.
No dobrze, wracamy na ziemię, a raczej do morza południowochińskiego, a jeszcze ściślej do wody.
Jojo zaprowadza mnie do bangki – to taka filipińska łódź z bocznymi pływakami, które pomagają utrzymać łódź w czasie dużych fal. Wrzucam plecak do bangki, którą pokieruje brat Jojo – Dexter .
Płynę sam, ponieważ Jojo zostaje w Tagbilaran na uniwersytecie do piątku. Potem na weekend wraca do domu na wyspę. Jojo ma 5 braci i 2 siostry i wspaniałą mamęElizę i tatę Enasa, ale o nich opowiem Wam potem. Za łódź płacę 1500 peso, ale już w dwie strony, płynę 1,5 godziny. W oddali widać już maleńką Pamilacan – okrągła wyspa z pięknymi plażami, białym piaskiem, palmami, bananami, kokosami, rafami, gdzie gwiazdy i rozgwiazdy spadają z nieba, a rybki nemo są dokładnie wszędzie.
Woda jest czysta jak kryształ, ale najpiękniejszy jest sam wiejski filipiński klimat Pamilacan. Mieszka tutaj parę rodzin. Hodują kozy, chude krowy, kury, świnie i koguty – jak przystało na Filipiny – są wszędzie! Zielona trawa sprawia, że za chwilę zwariuję. Nie wiem, co wybrać: plaża, trawa...



Oj, ja naprawdę jestem w raju!!

Dodaj Komentarz

Komentarze (1)

jollka 11 października 2014 22:38 Odpowiedz
To ta wysepką podobna do Ko Lipę ?