Ta dzielnica za dnia wygląda zupełnie inaczej i jak na mój gust, dużo gorzej niż nocą. Natrafiamy na stragan z pieczonymi krabami i "czymś w panierce". Hmm nie mamy pojęcia co to było, ale było smaczne. To chyba najważniejsze.
Idąc miastem w ogóle nie spotykamy obcokrajowców. Może to mało turystyczny kraj lub kwestia pory roku? Przedostatni punkt rundki dookoła Seulu to wejście pod wieże telewizyjną. Droga liczy mnóstwo schodów (nie liczyliśmy ile).
Na samej górze odbywają się...zgadnijcie co? Tak pokazy koreańskich wojowników.
Plac otoczony jest kilkoma "zatoczkami", gdzie liczba kłódek na metr kwadratowy jest większa niż we wszystkich Castoramach w Krakowie. Jest ich mnóstwo, morze kłódek, kłódeczek i ... różowych etui od telefonów.
Kilka zdjęć panoramy jakże rozległego miasta.
No cóż, czas ruszać powoli w kierunku hostelu, gdzie mamy do odebrania plecaki. Po drodze wstępujemy do Namsangol Hanok Village, aby wypełnić plan zwiedzania do końca.
Teraz już tylko hostel i pociąg na lotnisko. Przy checkinie masa ludzi. Ważą większość bagaży. My prawdopodbnie mamy więcej niż dopuszczalne 7kg, ale na szczęście udaje nam się opowiedzieć krótko o naszej trasie (przy okazji pytania o kolejne loty) i magicznym trafem pomijamy ten ryzykowny krok. Dostajemy miejsca 11J i 11H. Dokładnie przy Exit. Do bramki 108 trzeba podjechać pociągiem. Z mapek wynika że jest on tuż przed nami, ale coś nam nie pasuje. Okazuje się że jest, ale za security. Chyba wychodzi z nas lekkie zmęczenie dniem. Jeszcze tylko stempelek w paszporcie i idziemy do gate. Podstawiają 787.
Opóźnionym o 45 minut lotem opuszczamy Koreę i lecimy do Tajpei. Na pokładzis wzbudzamy nieco zainteresowanie jednego ze stewardów, którego ciekawość zżera skąd pochodzimy. Pyta nas o trasę, cel podróży itd, po czym dowiadując się że jesteśmy z Polski zaczyna rozmyślać na temat słynnego piłkarza. Podpowiedź z naszej strony, w postaci Lewandowski, nie rozwiązujs zagadki. Nagle jest, eureka, chodziło o Bońka i Jerzego Dudka;))) chwila rozmowy, lądujemy i żegnamy się uściskiem dłoni ze stewardem i idziemy po nową pieczątkę na granicy. Nie obyło się bez niespodzianek, ponieważ odcisk mojego lewego palca nie mógł zostać wgrany przez czytnik. Pani strażniczka zaczyna się śmiać, pyta "co jest złego z Twoją ręką", hmm. Patrze na nią, na palca, na nią, na palca. Ona się śmieje jeszcze bardziej. Spróbujmy jeszcze raz. Uff poszło. Stempel jest, łapiemy autobus i checkin w hostelu.
Ps. Dla koneserów zdjęcia kolan. Jest dużo miejsca;)))
-- 22 Lut 2016 11:34 --
Tak jak ktoś wspomniał,brak jest odprawy online co wydluza odprawe gdy lecisz z podrecznym. Deuga sprawa to bagaze o ktorych pisalem wyzej. Komfort,coz,787 dal rade i mielismy bardzo wygodnie siedzac przy exicie. Choc fotele wezsze niz a333.22.02 - Parki i drapacze chmur
Noc spędzamy w Next Taipei Hostel, który mieści się w nie najczytszym budynku. Jednak sam hostel jest naprawdę nowoczesny, z łóżkami na kształt kapsuł. Cicho i spokojnie. Dodatkowo na pierwszym piętrze znajduje się pokój z krzesłami i barkiem.
Godzina 7.30, wstajemy i idziemy na dworzec autobusowy (Teipei West Bus Station), skąd odjeżdża 1815 do Yehliu (kosst 96TWD). Na dworcu autobusowym można kupić bilet papierowy lub doładować kartę. Drugie rozwiązanie jest lepsze, ponieważ w drodze powrotnej mieliśmy małe przygody o czym później. Wbrew mylnym informacjom w internecie, autobus jeździ codziennie, a stacje są opisane po angielsku. Po około godzinie wysiadamy na pożądanym przystanku i schodzimy pierwszym możliwym zejściem w lewo i dół. Okazuje się, że na ulicach zatoki odbywają się jakieś obchody związane z wierzeniami.
Tańczą smoki, wybuchają petardy, a wszystko przy akompaniamencie dźwięku wydobywającego się z bębnów.
Czas przecisnąć się przez tłum i odwiedzić park. Wstęp 80 TWD. Idziemy nad zatokę i jest naprawdę przepięknie. Liczne formy skalne i glebowe, połączone z terenami zielonymi zdobią to wybrzeże.
Za tworami erozji, znajdują się schody, którymi wchodzimy na górę.
Nasz cel to dotarcie do skrajnego punktu widokowego tego półwyspu.
Widok piękny, nie ma już tyle ludzi co tam na dole. Tu docierają najwytrwalsi;)
Czas powoli wracać na dół i na autobus. Po drodze mijamy zatokę, gdzie skończył się festyn.
Pozostaje tylko muzyka w tle. Jesteśmy na przystanku, pojeżdża 1815, wsiadamy, ale Pan nie chce sprzedać nam biletu. Zagadką jest dlaczego. Nic, w sklepie obok dowiadujemy się, że w 7 eleven (tutejszy odpowiednik polskiej żabki) można doładować kartę miejską (dzięki za nią @miloszp). Schodzimy na dół, ładujemy i powrót. Na tablicy widzimy, że autobus ma być za godzinę. Sic! Ale nagle podjeżdża nasze cudo, odbijamy kartę i wracamy do Tajpei. Po drodze wiele osób kupuje bilety za gotówkę, więc dlaczego my nie mogliśmy dalej nie wiem. Tak czy owak wysiadamy w centrum miasta, aby przesiąść się w metro i odwiedzić pierwszą ze świątyń: Longshan. Idąc do niej mijamy w parku wiele osób grających coś w stylu warcaby (jak ktoś wie co to, niech doda komentarz).
Idziemy dalej, aby dotrzeć do świątyni, u bram której znajdują się liczne "rzeźby" związane z małpą (w tym roku, kalendarz chiński poświęcony jest małpie).
Na dziedzińcu odbywa się składanie darów, potraw i jedzenia. Całość w oparach dymu świeczek i kadzideł sprawia, że klimat tego miejsca jest wyjątkowy.
Czas ruszać dalej. Następna świątynia to Dalongdong Baoan.
I ostatnia to Xingtian. W środku proces coś na kształt odrzucania demonów za pomocą kadzideł. Kolejka jest naprawdę długa.
Chwila odpoczynku i idziemy coś zjeść. Skręcamy w przypadkową ulicę, aby upolować jakiegoś street fooda. Wybór pada na magiczną miskę makaronu z mięsem (nie wiem jakim) i coś a'la pianka, (ptasie mleczko bez czekolady, ktoś wie co to może być?) gąbka. Nie wiem co jadłem, ale było smaczne;))
Czas wrócić do hostelu i zebrać siły na wieczorną rundkę.
Ostatni etap dnia to wejście na Elephant Mountain. Obieramy kierunek na Elephant hiking trail. (Polecam stronę, która opisuje dokładnie jak tam dojść https://guidetotaipei.com/visit/elephan ... -xiangshan). Szlak prawy, idziemy, a raczej wdrapujemy się po dziesiątkach schodów. Jest ich naprawdę sporo. Na szczęście widok wynagradza wszystko.
Czas schodzić i podejść pod drapacza chmur.
Pakujemy się do metra i hostel.23.02 - two nights in bangkok
Poranek na Tajwanie wygląda jak polski listopad w cieplejszym klimacie. Szaro, wietrznie, mokro i nieprzyjemnie. Na szczęście o 16 mamy lot do Bangkoku. Czekam aż przestanie padać, może uda się jeszcze gdzieś ruszyć. Około 11, troszkę się przejaśnia, więc wykorzystuję chwilę i idę do Peace Park.
Wysłany: 19 Lut 2016 11:53 a niby mamy dopiero 10:58, zagięliście czasoprzestrzeń tymi przelotami.Taka mapka i tylko tyle z opisu takiej trasy?
:D chcemy więcej!
seba napisał:Łapię pociąg z Kraków Łobzów i po 12 minutach jestem na lotnisku. Koszt 8 zł,co jest dobrą ceną.Tak tylko w kwestii formalnej, za 8 zł to na lotnisko można też dojechać z Płaszowa, więc ja nie powiedziałbym, że z dużo bliższego Łobzowa to też dobra cena.
;)
Domyślam się, że mieszka w pobliżu.
;) Chodziło mi o jego sformułowanie, że pociąg z Łobzowa za 8 zł to dobra cena, z czym się osobiście nie bardzo zgadzam.
;) O ile z Płaszowa ten koszt jest rozsądny, to z Łobzowa moim zdaniem bilet powinien kosztować max. 4-5 zł.
@tom971 powiem Ci, że Scoot jak na low costa jest wygodny. Sporo miejsca na nogi, fotele wygodne, lekko rozkładane - dużo lepiej niż w Ryanie/Wizzie/Peach.Leciałem 787 na trasie TPE -NRT, trasa około 4 godzin, samolot chyba pełny. Boli brak odprawy online, ale w Azji to norma niestety i kolejka na lotnisku.Warto się odprawiać na samym początku, bo jak są wolne miejsca to wrzucają do "quiet zone" czyli kilku przednich rzędów z wygodniejszymi zagłówkami (można głowę oprzeć na boku). Do wynajęcia jakieś tablety z filmami, ale nie ocenię bo nie korzystałem - w fotelach są sloty na swój tablet.
Ta pianka to nic innego niż tofu, które dają do wszystkiego;)Polecam się przejechać na koniec czerwonej lini metra (tamsui) i tam wziąć prom do Fisherman wharf przy ładnej pogodzie ( o co może być teraz ciężko jest naprawdę ładnie). Jest tam rewelacyjny most i do tego klimat nadmorskich miejscowości.Możecie też przejechać się do xinbeitou na gorące źródła. Albo publiczne za 40 ntd albo do jakiegoś hotelu już drożej. Do 101 w taką pogodę nie ma co wjeżdżać na punkt widokowy, ale możecie spróbować się umówić do Starbucksa na 35 piętrze. Tylko trzeba dzień wcześniej zarezerwować sobie wejście (numer znajdziesz w sieci).EDITMożecie się też bujnąć na night market do Keelung (tylko night market miasto jest straszne) jakieś 40 minut pociągiem od Main Station. Jest to night market specjalizujący się w owocach morza - naprawdę pycha. A w mieście to polecam Raohe (koniec zielonej lini stacja Songshan). Obok niego jest fajny park z mostem gdzie można się walnąć i fajnie piwko wypić;)EDIT2:Jak mogłem zapomnieć o gondoli;)Maekong Gondola - polecam się przejechać i przejść po górce, zajść do jakieś herbaciarni i z widokiem na całe miasto wypić dobrą herbatę. A przed albo po szybka wizyta w zoo, gdzie kręcili Życie Pi. Ogólnie zoo fajne, ale na szybką wizytę to polecam tylko pandy i okoliczne zwierzaki.
Ta pianka to nic innego niż tofu, które dają do wszystkiego;)Polecam się przejechać na koniec czerwonej lini metra (tamsui) i tam wziąć prom do Fisherman wharf przy ładnej pogodzie ( o co może być teraz ciężko jest naprawdę ładnie). Jest tam rewelacyjny most i do tego klimat nadmorskich miejscowości.Możecie też przejechać się do xinbeitou na gorące źródła. Albo publiczne za 40 ntd albo do jakiegoś hotelu już drożej. Do 101 w taką pogodę nie ma co wjeżdżać na punkt widokowy, ale możecie spróbować się umówić do Starbucksa na 35 piętrze. Tylko trzeba dzień wcześniej zarezerwować sobie wejście (numer znajdziesz w sieci)
Ta dzielnica za dnia wygląda zupełnie inaczej i jak na mój gust, dużo gorzej niż nocą. Natrafiamy na stragan z pieczonymi krabami i "czymś w panierce". Hmm nie mamy pojęcia co to było, ale było smaczne. To chyba najważniejsze.
Idąc miastem w ogóle nie spotykamy obcokrajowców. Może to mało turystyczny kraj lub kwestia pory roku?
Przedostatni punkt rundki dookoła Seulu to wejście pod wieże telewizyjną. Droga liczy mnóstwo schodów (nie liczyliśmy ile).
Na samej górze odbywają się...zgadnijcie co? Tak pokazy koreańskich wojowników.
Plac otoczony jest kilkoma "zatoczkami", gdzie liczba kłódek na metr kwadratowy jest większa niż we wszystkich Castoramach w Krakowie. Jest ich mnóstwo, morze kłódek, kłódeczek i ... różowych etui od telefonów.
Kilka zdjęć panoramy jakże rozległego miasta.
No cóż, czas ruszać powoli w kierunku hostelu, gdzie mamy do odebrania plecaki. Po drodze wstępujemy do Namsangol Hanok Village, aby wypełnić plan zwiedzania do końca.
Teraz już tylko hostel i pociąg na lotnisko. Przy checkinie masa ludzi. Ważą większość bagaży. My prawdopodbnie mamy więcej niż dopuszczalne 7kg, ale na szczęście udaje nam się opowiedzieć krótko o naszej trasie (przy okazji pytania o kolejne loty) i magicznym trafem pomijamy ten ryzykowny krok. Dostajemy miejsca 11J i 11H. Dokładnie przy Exit. Do bramki 108 trzeba podjechać pociągiem. Z mapek wynika że jest on tuż przed nami, ale coś nam nie pasuje. Okazuje się że jest, ale za security. Chyba wychodzi z nas lekkie zmęczenie dniem. Jeszcze tylko stempelek w paszporcie i idziemy do gate. Podstawiają 787.
Opóźnionym o 45 minut lotem opuszczamy Koreę i lecimy do Tajpei. Na pokładzis wzbudzamy nieco zainteresowanie jednego ze stewardów, którego ciekawość zżera skąd pochodzimy. Pyta nas o trasę, cel podróży itd, po czym dowiadując się że jesteśmy z Polski zaczyna rozmyślać na temat słynnego piłkarza. Podpowiedź z naszej strony, w postaci Lewandowski, nie rozwiązujs zagadki. Nagle jest, eureka, chodziło o Bońka i Jerzego Dudka;))) chwila rozmowy, lądujemy i żegnamy się uściskiem dłoni ze stewardem i idziemy po nową pieczątkę na granicy. Nie obyło się bez niespodzianek, ponieważ odcisk mojego lewego palca nie mógł zostać wgrany przez czytnik. Pani strażniczka zaczyna się śmiać, pyta "co jest złego z Twoją ręką", hmm. Patrze na nią, na palca, na nią, na palca. Ona się śmieje jeszcze bardziej. Spróbujmy jeszcze raz. Uff poszło. Stempel jest, łapiemy autobus i checkin w hostelu.
Ps. Dla koneserów zdjęcia kolan. Jest dużo miejsca;)))
-- 22 Lut 2016 11:34 --
Tak jak ktoś wspomniał,brak jest odprawy online co wydluza odprawe gdy lecisz z podrecznym. Deuga sprawa to bagaze o ktorych pisalem wyzej. Komfort,coz,787 dal rade i mielismy bardzo wygodnie siedzac przy exicie. Choc fotele wezsze niz a333.22.02 - Parki i drapacze chmur
Noc spędzamy w Next Taipei Hostel, który mieści się w nie najczytszym budynku. Jednak sam hostel jest naprawdę nowoczesny, z łóżkami na kształt kapsuł. Cicho i spokojnie. Dodatkowo na pierwszym piętrze znajduje się pokój z krzesłami i barkiem.
Godzina 7.30, wstajemy i idziemy na dworzec autobusowy (Teipei West Bus Station), skąd odjeżdża 1815 do Yehliu (kosst 96TWD). Na dworcu autobusowym można kupić bilet papierowy lub doładować kartę. Drugie rozwiązanie jest lepsze, ponieważ w drodze powrotnej mieliśmy małe przygody o czym później. Wbrew mylnym informacjom w internecie, autobus jeździ codziennie, a stacje są opisane po angielsku. Po około godzinie wysiadamy na pożądanym przystanku i schodzimy pierwszym możliwym zejściem w lewo i dół. Okazuje się, że na ulicach zatoki odbywają się jakieś obchody związane z wierzeniami.
Tańczą smoki, wybuchają petardy, a wszystko przy akompaniamencie dźwięku wydobywającego się z bębnów.
Czas przecisnąć się przez tłum i odwiedzić park. Wstęp 80 TWD. Idziemy nad zatokę i jest naprawdę przepięknie. Liczne formy skalne i glebowe, połączone z terenami zielonymi zdobią to wybrzeże.
Za tworami erozji, znajdują się schody, którymi wchodzimy na górę.
Nasz cel to dotarcie do skrajnego punktu widokowego tego półwyspu.
Widok piękny, nie ma już tyle ludzi co tam na dole. Tu docierają najwytrwalsi;)
Czas powoli wracać na dół i na autobus. Po drodze mijamy zatokę, gdzie skończył się festyn.
Pozostaje tylko muzyka w tle. Jesteśmy na przystanku, pojeżdża 1815, wsiadamy, ale Pan nie chce sprzedać nam biletu. Zagadką jest dlaczego. Nic, w sklepie obok dowiadujemy się, że w 7 eleven (tutejszy odpowiednik polskiej żabki) można doładować kartę miejską (dzięki za nią @miloszp). Schodzimy na dół, ładujemy i powrót. Na tablicy widzimy, że autobus ma być za godzinę. Sic! Ale nagle podjeżdża nasze cudo, odbijamy kartę i wracamy do Tajpei. Po drodze wiele osób kupuje bilety za gotówkę, więc dlaczego my nie mogliśmy dalej nie wiem. Tak czy owak wysiadamy w centrum miasta, aby przesiąść się w metro i odwiedzić pierwszą ze świątyń: Longshan. Idąc do niej mijamy w parku wiele osób grających coś w stylu warcaby (jak ktoś wie co to, niech doda komentarz).
Idziemy dalej, aby dotrzeć do świątyni, u bram której znajdują się liczne "rzeźby" związane z małpą (w tym roku, kalendarz chiński poświęcony jest małpie).
Na dziedzińcu odbywa się składanie darów, potraw i jedzenia. Całość w oparach dymu świeczek i kadzideł sprawia, że klimat tego miejsca jest wyjątkowy.
Czas ruszać dalej. Następna świątynia to Dalongdong Baoan.
I ostatnia to Xingtian. W środku proces coś na kształt odrzucania demonów za pomocą kadzideł. Kolejka jest naprawdę długa.
Chwila odpoczynku i idziemy coś zjeść. Skręcamy w przypadkową ulicę, aby upolować jakiegoś street fooda. Wybór pada na magiczną miskę makaronu z mięsem (nie wiem jakim) i coś a'la pianka, (ptasie mleczko bez czekolady, ktoś wie co to może być?) gąbka. Nie wiem co jadłem, ale było smaczne;))
Czas wrócić do hostelu i zebrać siły na wieczorną rundkę.
Ostatni etap dnia to wejście na Elephant Mountain. Obieramy kierunek na Elephant hiking trail. (Polecam stronę, która opisuje dokładnie jak tam dojść https://guidetotaipei.com/visit/elephan ... -xiangshan). Szlak prawy, idziemy, a raczej wdrapujemy się po dziesiątkach schodów. Jest ich naprawdę sporo. Na szczęście widok wynagradza wszystko.
Czas schodzić i podejść pod drapacza chmur.
Pakujemy się do metra i hostel.23.02 - two nights in bangkok
Poranek na Tajwanie wygląda jak polski listopad w cieplejszym klimacie. Szaro, wietrznie, mokro i nieprzyjemnie. Na szczęście o 16 mamy lot do Bangkoku. Czekam aż przestanie padać, może uda się jeszcze gdzieś ruszyć. Około 11, troszkę się przejaśnia, więc wykorzystuję chwilę i idę do Peace Park.