+5
seba 19 lutego 2016 10:53
Image

Image

Image.

Wracam do hostelu okrężną drogą.

Image

Image

Image

Bierzemy plecaki i idziemy na dworzec (West Bus Station), skąd odjeżdża 1819 w kierunku lotniska. Znów zaczyna padać okrutnie. Szybki i sprawny boarding i tu mały zawód. Mieliśmy lecieć Kingfisher Airlines, który ma code-share z Tiger Air, jednak okazuje się że podstawiają A320, tego ostatniego. Nie będzie nowej linii;(. Czas ruszać do Bangkoku, który nigdy nie śpi.

Image

Po blisko 4 godzinach, jesteśmy w Tajandii. Niestety przespaliśmy rozdawanie kart wjazdowych i na lotnisku orientujemy się, że ich nie mamy. Biegamy, szukamy, nigdzie nie ma, są tylko wizowe. Na szczęście udaje nam się je znaleźć w jednym z pokojów (Health Center). Kilka minut jedziemy do naszego hostelu (Aris). Tutaj kolejna niespodzianka, pokój który zarezerwowaliśmy nie istnieje. Mimo potwierdzenia bookingu, musimy wybrać tylko to co jest, czyli shared. Trudno. Czas ruszyć w miasto. Planu brak, więc idziemy przed siebie i nie

Image

Image

Image

Wracając zahaczamy o Khao San, gdzie bawi się mnóstwo ludzi. Istny armagedon, ale w końcu to Tajlandia.

Image

Image

Dobre jedzenie, zabawa i chillout. Dzień kończymy zimnym napojem prosto z baru, ponieważ w 7 eleven, nie można już ich kupić;(24.02 - Tajski folklor

10 rano, za oknem jest nieco pochmurnie, ale termometr już pokazuje 34 stopnie. Ruszamy w kierunku Golden Palace, gdzie są tłumy ludzi, a dodatkowo okazuje się, że niestety nie możemy wejść w krótkich spodenkach. Nasze niedopatrzenie, wrócimy tu później, a teraz udamy się nad rzekę. Przebijamy się przez targ i na przystani promowej okazuje się, że Wan Arun jest w remoncie.

Image

Chwila namysłu, czy jest sens płynąć? Niekoniecznie. Zawracamy w kierunku Wat Pho, gdzie znajduje się największy leżący Budda. Zdejmujemy obuwie i wchodzimy do świątyni. Centralnie umiejscowiony złoty posąg wygląda to imponująco.

Image

Kręcimy się po dziedzińcu, gdzie znajdujemy wiele budowli, wykończonych w kolorach białym, złotym i zielonym.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Wracamy do hostelu, aby się przebrać. Tajowie co chwila nas zaczepiają, proponując jakieś towary, tuk tuka lub taksowke. Standard. I tak jest duużo lepiej niż w Maroku;). Gotowi, w odpowiednim stroju, ruszamy znów do Grand Palace. Tym razem nikt nas nie wyrzuca na bramkach i ustawiamy się w kolejce po bilety. 500 THB i jesteśmy na dziedzińcu, który jest imponujący.

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Image

Może miejscami nieco kiczowaty, ale ten kraj taki jest. Kochasz albo nienawidzisz;) Na terenie byłego pałacu królewskiego, znajdują się liczne świątynie, rzeźby (w tym replika Ankor Wat z Kambodży).

Image

Spędzamy tam blisko godzinę, a czas płynie nieubłaganie. Ruszamy dalej.

Image

Następny punkt to The Giant Swing i pobliska świątynia (wstęp 10 THB).

Image

Image

Kierujemy się na północ do Dusit Palace, przed którym odbywa się zgrupowanie policji, a teren jest zamknięty.

Image

Idąc dalej docieramy do Marble Temple.

Image

Image

Image

Image

Image

Wymęczeni upałem i długim spacerem wracamy w rejon Koh San, mijając Monument Demokracji.

Image

Zbliża się wieczór, czas coś zjeść i przejść się, żeby kupić kilka suwenirów. W powietrzu zapach jedzenia, dymu i tego czegoś co uwielbiam w tym kraju. Chaosu.

Image

Image

Wieczorem spotykam się z kumplem z Polski, który mieszkał początkowo w Krabi, a od jakiegoś czasu w Bangkoku.

25.02 - Makau, czyli azjatyckie Las Vegas

O 6 rano mamy mieć busa na lotnisko (DMK), a okazuje się, że przygód z hostelem ARIS ciąg dalszy. Okazuje się że recepcjonista owszem zamówił, ale na BKK. Próbujemy wytłumaczyć, że to nie nasz błąd. Kierowca nie ogarnia, ale nagle dzwoni i daje nam zielone światło. Możemy z nim jechać uffff. Sprawna odprawa i pakujemy się do A320 AirAsia, który "teleportuje" nas do Makau.

Image

Stolicy azjatyckiego, a teraz już światowego hazardu (Las Vegas obraca mniejszą ilością gotówki niż Makau). Lądujemy na dość małym lotnisku, położonym na wodach morza południowochińskiego. Tutaj rozczarowanie, nie ma pieczątki do paszportu. Jak to?;(( Po odprawie idziemy na autobus, ale okazuje się że trzeba mieć drobne, odliczone pieniądze. Wracamy na terminal i przypominamy sobie, że mamy jeszcze po 200 THB. Może nam wymienią i bedą drobne? Podchodzę i ku uciesze Pani daje mi bankoty i porządane monety. Bingo! Łapiemy autobus A1 (jeździ też: 26, MT1, MT2) do miasta. Koszt 4,2 MOP. Wrzucamy do automatu przy wejściu i jedziemy na terminal promowy, skąd idziemy poznać to hazardowe zagłębie. Pogoda nie jest najlepsza. Wszystko przykryte delikatną mgłą. Pierwsze zderzenie z tym miastem to wysokie budynki, hotele i kasyna. Wszędzie tłumy ludzi.

Image

Image

Image

Image

Image

Docieramy do legendarnego hotelu Lisboa, który położony jest przy jednym z głównych placów.


Dodaj Komentarz

Komentarze (16)

seby 19 lutego 2016 10:59 Odpowiedz
Wysłany: 19 Lut 2016 11:53 a niby mamy dopiero 10:58, zagięliście czasoprzestrzeń tymi przelotami. (godzina na forum się rozjechała?)chcemy więcej!
seby 19 lutego 2016 10:59 Odpowiedz
Wysłany: 19 Lut 2016 11:53 a niby mamy dopiero 10:58, zagięliście czasoprzestrzeń tymi przelotami.Taka mapka i tylko tyle z opisu takiej trasy? :D chcemy więcej!
correos 19 lutego 2016 11:01 Odpowiedz
powodzenia seba :) link do relacji pakuje do ulubionych
sranda 20 lutego 2016 15:03 Odpowiedz
seba napisał:Łapię pociąg z Kraków Łobzów i po 12 minutach jestem na lotnisku. Koszt 8 zł,co jest dobrą ceną.Tak tylko w kwestii formalnej, za 8 zł to na lotnisko można też dojechać z Płaszowa, więc ja nie powiedziałbym, że z dużo bliższego Łobzowa to też dobra cena. ;)
mlody 20 lutego 2016 17:11 Odpowiedz
@seba mieszka tuż przy Łobzowie ;) więc łatwiej mu tam wsiąść
sranda 20 lutego 2016 19:14 Odpowiedz
Domyślam się, że mieszka w pobliżu. ;) Chodziło mi o jego sformułowanie, że pociąg z Łobzowa za 8 zł to dobra cena, z czym się osobiście nie bardzo zgadzam. ;) O ile z Płaszowa ten koszt jest rozsądny, to z Łobzowa moim zdaniem bilet powinien kosztować max. 4-5 zł.
seba 21 lutego 2016 00:40 Odpowiedz
Jeśli normalnie zapłacę około 4 zł i jadę blisko 45 minut autobusem,a pociągiem 12 minut to dla mnie cena jest ok. Subiektywne zdanie;)
miloszp 21 lutego 2016 00:53 Odpowiedz
po to ci dałem kartę byś nie płacił tej kaucji :)
seba 21 lutego 2016 01:21 Odpowiedz
Wiem,ale jedna musieliśmy zapłacić (jest nas dwóch) ;)
michcioj 21 lutego 2016 01:36 Odpowiedz
spoko, fajnie seba, czekam na dalszy ciag relacji :)
tom971 21 lutego 2016 22:26 Odpowiedz
Seba poproszę o Scoot - produktowo; )
keram 21 lutego 2016 23:14 Odpowiedz
@tom971 powiem Ci, że Scoot jak na low costa jest wygodny. Sporo miejsca na nogi, fotele wygodne, lekko rozkładane - dużo lepiej niż w Ryanie/Wizzie/Peach.Leciałem 787 na trasie TPE -NRT, trasa około 4 godzin, samolot chyba pełny. Boli brak odprawy online, ale w Azji to norma niestety i kolejka na lotnisku.Warto się odprawiać na samym początku, bo jak są wolne miejsca to wrzucają do "quiet zone" czyli kilku przednich rzędów z wygodniejszymi zagłówkami (można głowę oprzeć na boku). Do wynajęcia jakieś tablety z filmami, ale nie ocenię bo nie korzystałem - w fotelach są sloty na swój tablet.
koncentrator 22 lutego 2016 12:27 Odpowiedz
Łapka w górę za zdjęcie kolan :)
keram 23 lutego 2016 10:05 Odpowiedz
Ta pianka to nic innego niż tofu, które dają do wszystkiego;)Polecam się przejechać na koniec czerwonej lini metra (tamsui) i tam wziąć prom do Fisherman wharf przy ładnej pogodzie ( o co może być teraz ciężko jest naprawdę ładnie). Jest tam rewelacyjny most i do tego klimat nadmorskich miejscowości.Możecie też przejechać się do xinbeitou na gorące źródła. Albo publiczne za 40 ntd albo do jakiegoś hotelu już drożej. Do 101 w taką pogodę nie ma co wjeżdżać na punkt widokowy, ale możecie spróbować się umówić do Starbucksa na 35 piętrze. Tylko trzeba dzień wcześniej zarezerwować sobie wejście (numer znajdziesz w sieci).EDITMożecie się też bujnąć na night market do Keelung (tylko night market miasto jest straszne) jakieś 40 minut pociągiem od Main Station. Jest to night market specjalizujący się w owocach morza - naprawdę pycha. A w mieście to polecam Raohe (koniec zielonej lini stacja Songshan). Obok niego jest fajny park z mostem gdzie można się walnąć i fajnie piwko wypić;)EDIT2:Jak mogłem zapomnieć o gondoli;)Maekong Gondola - polecam się przejechać i przejść po górce, zajść do jakieś herbaciarni i z widokiem na całe miasto wypić dobrą herbatę. A przed albo po szybka wizyta w zoo, gdzie kręcili Życie Pi. Ogólnie zoo fajne, ale na szybką wizytę to polecam tylko pandy i okoliczne zwierzaki.
keram 23 lutego 2016 10:05 Odpowiedz
Ta pianka to nic innego niż tofu, które dają do wszystkiego;)Polecam się przejechać na koniec czerwonej lini metra (tamsui) i tam wziąć prom do Fisherman wharf przy ładnej pogodzie ( o co może być teraz ciężko jest naprawdę ładnie). Jest tam rewelacyjny most i do tego klimat nadmorskich miejscowości.Możecie też przejechać się do xinbeitou na gorące źródła. Albo publiczne za 40 ntd albo do jakiegoś hotelu już drożej. Do 101 w taką pogodę nie ma co wjeżdżać na punkt widokowy, ale możecie spróbować się umówić do Starbucksa na 35 piętrze. Tylko trzeba dzień wcześniej zarezerwować sobie wejście (numer znajdziesz w sieci)
tom971 29 lutego 2016 22:48 Odpowiedz
Wyspales sie juz ? ;)